wtorek, 12 listopada 2013

#wolska


#WOLSKA



Według ogólnie przyjętych standardów nigdy nie byłam "gruba", ale w mojej głowie wyglądało to nieco inaczej i podkreślam, że to nie jest kokieteria. Mamy często wypaczony obraz swojego ciała, oceniamy się bardzo krytycznie i WYOLBRZYMIAMY. (Teraz jestem taka mądra, a przynajmniej raz w miesiącu jęczę, że nie mam co założyć, bo we wszystkim wyglądam źle i czuję się jak wieloryb, ale takie baby już są, więc nie ma co z tym walczyć).


Robienie "masy" zaczęło się od zamiłowania do jedzenia, niekoniecznie w umiarze, przejadania się, licznych romansów ze słodyczami, wieczornego podjadania (bo przecież cały dzień nic nie jadłam, to chyba mogę?), poprzez zajadanie smutków, nagradzanie się jedzeniem (a co ja pies?), nie odróżnianie głodu od nudy i inne mniejsze lub większe grzeszki. Doszło do tego, że byłam niezadowoloną, nieco podpuchniętą ale podobno raczej szczupłą istotą, z 29% zawartością tłuszczu i ciałem o konsystencji żelki, które najchętniej chowałam pod luźnymi ciuchami. I co kluczowe, po prostu czułam się źle sama ze sobą. A co zrobić gdy jest Ci źle? Zmienić to! Idę pobiegać, peace!



2 komentarze:

  1. Jaki jest odstęp czasu między zdjęciami?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupełnie jak ja... niby szczupła ale jakąs taka podpuchnieta, napeczniala, ciasne ciuchy... 1 marca br waga pokazala 29.5% tluszczu. Do idealu daleko ale mam juz 23%. Uff gumka od majtek juz nie uciska :D

    OdpowiedzUsuń